Spóźniona… ale szczera 🙂 relacja z naszego corocznego wyjazdu do kitesurfingowego raju, czyli do Brazylii!
Kite Brazylia 2014 – Turnus Pierwszy.
Jak co roku czas od połowy listopada, do połowy grudnia spędzamy w kitesurfingowym raju, czyli Brazylii. Jest to niepodważalnie najlepsze miejsce na świecie, do uprawiania kitesurfingu w tym okresie. Ciepła woda, słońce, fale, płaska woda a przede wszystkim 100% wiatru przez cały wyjazd! Tak.. dobrze widzicie – 100% wiatru. Brazylia, ze względu na swoje położenie blisko równika znajduje się w strefie pasatu, który od września do połowy stycznia serwuje nam regularnie, codziennie, równiutkie 18-25 węzłów, czyli idealnie na 9-10 metrowe latawce.
Klasycznie, 3 rok z rzędu kite Brazylia to aż dwa, 2 tygodniowe turnusy wyjazdów.
Po kilku latach spędzonych w znanym i lubianym Cumbuco postanowiliśmy że w sezonie 2014, pierwszy tydzień wyjazdu spędzimy w….
…Jericoacora!
Legendarna, hipisowska osada, zbudowana na wydmach, z których Beata Pawlikowska podziwiała zachody słońca następnie opisując je w swoich książkach. Z resztą nie tylko ona – National Geographic umieściło plażę w Jericoacoara w światowym TOP 10! Jeri jest piękne… kto raz tu przyjedzie, będzie chciał wrócić. Sam klimat „miasteczka”, brak najmniejszego śladu asfaltu (bez 4×4 nie pojedziesz…), capoeira na plaży, drinki ze świeżych owoców czy nocne wypady na sambę… sprawia, że miejsce to mocno odcisnęło się w naszej pamięci. Atrakcji „dodatkowych” mieliśmy naprawdę wiele! A gdzie tu jeszcze kitesurfing, który w Jeri jest…. hm..
… na pierwszy rzut oka może wydawać się… – kiepski… Tak – nie przewidzieliście się. Można wyjechać z Jeri z zdaniem, że pływanie tam jest tragiczne! Na najbliższym spocie przy wydmie wiatr na oceanie jest od brzegu i szkwali, a na wąskiej i długiej lagunie… jeszcze mocniej szkwali! I to od 15 do 35 węzłów! Ale…
… wystarczy wiedzieć gdzie pojechać, i już po chwili jesteśmy na bajecznej, ogromnej lagunie, z płaską i płytką wodą oraz wiatrem równym jak z suszarki. Nasz ulubiony spot, Rio Guriu, czyli rozlewisko rzeki, przez którą musimy się wcześniej przeprawić, a następnie przedrzeć przez las mangrowcowy. Trafić nie jest łatwo, ale spot wynagradza trudy dojazdu 🙂 To tam spędziliśmy prawie cały tydzień trenując z mocno nastawioną na progress grupą warsztatową. Pierwsze dni były dla wszystkich rozpływaniem oraz przyzwyczajeniem się do małych latawców. Później były już tylko wysokie loty, backrolle, transition oraz liczne upadki w drodze do sukcesu 😉
Będąc w Jeri, w promieniu kilkunastu minut autem jest kilka wartych odwiedzenia spotów, ale żaden nie gwarantuje tak dobrego miejsca do robienia postępów jak Guriu. Po kilku dniach ostrego treningu zrobiliśmy sobie „przerwę” i postanowiliśmy odwiedzić inne spoty:
Lagoa Paraiso
Słodkowodna laguna, w głębi lądu, z niezłą infrastrukturą turystyczną – restauracja, stoliki, leżaki, hamaki w wodzie, oraz WiFi na plaży 🙂 Wszystko super, ale pływanie przeciętne – woda z lekkim czopem, a wiatr szkwalisty. Do tego trafiliśmy na jakieś Brazylijskie święto i ludzi było tyle co w słoneczny dzień na plaży we Władku. W ogóle to miejsce przypominało nam to co dzieje się we Władysławowie za rondem 😉 – z tym że zamiast skarpet i sandałów to brazylijskie stringi 😉 Po krótkiej sesyjce na Lagoa Paraiso, idąc za ciosem wybraliśmy się na kolejny pobliski spot..
Prea
Miejscówka z pływaniem na oceanie, gdzie w zależności od pływów można trafić niezłą falę. Na miejscu jest elegancka baza wraz z restauracją i pousadą. Plan był taki, aby posilić się Acai i zrobić spływ oceanem do Jeri. Można powiedzieć że spływ udał się w 50% – trochę za późno wystartowaliśmy i musieliśmy skończyć w połowie drogi, bo robiło się zrobiło ciemno. Przez całą drogę asekurowały z plaży nas jeep’y, które zgarniały na pakę osoby wracające „na tarczy”. I tu szacunek dla kilku uczestników wyjazdu, dla których to był pierwszy w życiu spływ oceanem – daliście radę!
Po „zaliczeniu” tych spotów, decyzją „rady grupy” stwierdziliśmy że resztę pobytu w Jeri trenujemy na Rio Guriu. 7 dni w Jeri jak z bata strzeliły, i nastał czas przenosin do Cumbuco.
Miejsce to znamy jak własną kieszeń, i czujemy się jak w domu 🙂 Wiatru w Cumbuco jest trochę słabszy niż w Jeri, gdzie rzadko spada poniżej 30 węzłów. W Cumbuco przeważnie wieje 18-25 węzłów, więc idealnie by kursanci mogli przymierzyć się do pierwszych tricków unhooked. Drugi tydzień w głównej mierze spędziliśmy na lagunie Tabuba, gdzie od rana do wieczora była walka o progress.
W ramach odskoczni wybraliśmy się do „aqua parku” na wydmach oraz na 1 dniowy wypad buggy do Paracuru. Cumbuco, podobnie jak Jeri również zapewnia sporo poza kite’owych atrakcji, lecz klimat tu jest zupełnie odmienny (co nie znaczy gorszy!)
Podsumowując – Kite Brazylia jak zwykle nie zawiodła! 100% wiatru, spory progres uczestników wyjazdu – od pierwszych zwrotów – po pierwsze kiteloopy, zaliczone kilka, różnorodnych spotów oraz wiele długich wieczorów integracyjnych, gdyż ekipa jaka się zgrała na tym wyjeździe najpewniej odwiedzi razem jeszcze nie jeden spot!
Zdjęcia z pierwszego turnusu Kite Brazylia znajdziecie tutaj.
Niebawem relacja z drugiego turnusu, a my już snujemy plany wyjazdu w to miejsce na sezon 2015 – ofertę znajdziecie tutaj.